Nie szczególnie za nim przepadam, ale trzeba przyznać mu jedno- nic tak nie koi żołądka po wigilijnym obżarstwie. Kompot z suszu, bo o nim mowa jednoznacznie kojarzy się z Wigilią. Z tego też względu nie powinno zabraknąć go na świątecznym stole. Powiem nieskromnie tak: udał mi się tegoroczny kompot. Był idealny!
Kompot z suszu
2 litry wody
suszone owoce (śliwki, morele, rodzynki, pomarańcze)
1 jabłko
2 mandarynki
2 łyżki miodu
2 mandarynki
2 łyżki miodu
2 łyżki soku z cytryny
goździki
1 łyżka przyprawy do grzańca
Owoce zagotowałam w 2 litrach wody. Następnie dodałam miód, sok z cytryny, goździki i gotowałam do miękkości owoców. Na koniec smak doprawiłam przyprawą do grzańca.
Część suszonych pomarańczy postanowiłam wykorzystać jako ozdobę. A powstało to mniej więcej tak: gdzieś pomiędzy kulebiakiem, a rybą znalazłam 3 godzinki na suszenie pomarańczy. Najpierw pomarańczę pokroiłam na ok. 1cm talarki. Następnie umieściłam ją w piekarniku nagrzanym na 80-100st. i tak się prażyły ok. 3h. Po domu w tym czasie unosił się cudownym zapach pomarańczy... mhm! Po wszystkim przyozdobiłam je goździkami, a całość stanowiła ozdobę kubeczków i dzbanków.
Część suszonych pomarańczy postanowiłam wykorzystać jako ozdobę. A powstało to mniej więcej tak: gdzieś pomiędzy kulebiakiem, a rybą znalazłam 3 godzinki na suszenie pomarańczy. Najpierw pomarańczę pokroiłam na ok. 1cm talarki. Następnie umieściłam ją w piekarniku nagrzanym na 80-100st. i tak się prażyły ok. 3h. Po domu w tym czasie unosił się cudownym zapach pomarańczy... mhm! Po wszystkim przyozdobiłam je goździkami, a całość stanowiła ozdobę kubeczków i dzbanków.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jeśli już zbłądziłeś w bastaleny strony, jesteś o komentarz mile poproszony ;)
Drogi "Anonimie" Ciebie też nie minie. Wpisz, proszę, w komentarzu chociaż swoje imię ;)