Po dziewięciu miesiącach totalnego, kulinarnego rozpasania, nastał czas wyrzeczeń i rosołków. Przekonałam się o tym już pierwszej nocy. Zaraz po opuszczeniu szpitalnej pryczy- smyczy wpierdzieliłam, aż mi uszy ze szczęścia klaskały, pół opakowania czekoladek! Oj, noc nieprzespana, na w pół czuwana była. A mama mówiła- "Ostra dieta teraz Cię czeka". Ale ja wiedziałam lepiej. No, to jak wiedziałam, tak nie spał(am) przez moją głupotę i łakomstwo.
"Ma się Pani cieszyć macierzyństwem, a nie umartwiać"- tak oto podsumowała pani doktor dietę matki karmiącej podczas domowej wizyty. Jedno trzeba przyznać, początki ćwiczą silną wolę matki. Zwłaszcza po takim rozpasaniu, jakiemu dałam upust, będąc w ciąży. Ale jak się chciało karmić cycem, to buzia w dzióbek :P
A więc...
pieczone, gotowane, broń Boże smażone. Kiełbasy i mięsiwa tak. Nabiał tak, ale z rozwagą, bo skaza białkowa nie śpi. Mleko, żółty ser, jajka ostrożnie.
Jeśli warzywa to bez skóry i też nie wszystkie. Ale tutaj bym nie przesadzała. Obalam bowiem mit "dwóch plasterków ogórka", który pokutuje po tatusiowej stronie i Młody jakoś dychwi ;) Na pewno mam się wstrzymać z kiszonkami i wzdymającym zielskiem. Jednak marchewki i buraka mam sobie nie żałować.
Z piekła rodem to już nie jest jedzenie... jakieś takie wyjałowione, co najwyżej osolone. A fuj, pluj i żuj!
Dobrze, że kefiry i jogurty mogę pić do woli, bo od niegazowanej wody już mi "fantomowe" bąbelki uderzają do głowy. Że o kawie już nie wspomnę, bo Młody po niej łypie pięciozłotówkami. Jedna mała, bianca jeszcze spustoszenia nie czyni, ale dla spokoju sumienia do łask wróciła zbożówka. Nawet nie przypuszczałam, że tak ucieszy mnie jej smak. Podrasowałam ją trochę esencją waniliową i wypas jest!
Bez dwóch zdań odstawić mam (prawie) wszystkie owoce, zwłaszcza te czerwone i cytrusy, miód, orzechy i czekoladę. Czyli sezon truskawkowy oficjalnie uważam za zamknięty, choć nie był nawet otwarty. I tyczy się to wszystkiego, przetworzonych produktów także, tj. jogurtów z owocami, lodów czy dżemów. Bo (prawdopodobnie) wysyp murowany.
Bezwzględny zakaz na alko, no ale to się rozumie samo przez się!
***
Poniżej przykładowe menu, wykombinowane z tego, co aktualnie "wolno" mi jeść. Póki co sztywno trzymam się wytycznych położnej i lekarza. Chociaż ochota na pączka jest zawsze ;)
Śniadaniowo
Pamiętacie Grzanki przyszłej mamki? Jeśli boicie się na początek spożywać ryby, akurat łosoś należy do tych "bezpiecznych", żaden problem podmienić go na plaster wędliny.
Obiadowo
A więc...
pieczone, gotowane, broń Boże smażone. Kiełbasy i mięsiwa tak. Nabiał tak, ale z rozwagą, bo skaza białkowa nie śpi. Mleko, żółty ser, jajka ostrożnie.
Jeśli warzywa to bez skóry i też nie wszystkie. Ale tutaj bym nie przesadzała. Obalam bowiem mit "dwóch plasterków ogórka", który pokutuje po tatusiowej stronie i Młody jakoś dychwi ;) Na pewno mam się wstrzymać z kiszonkami i wzdymającym zielskiem. Jednak marchewki i buraka mam sobie nie żałować.
Z piekła rodem to już nie jest jedzenie... jakieś takie wyjałowione, co najwyżej osolone. A fuj, pluj i żuj!
Dobrze, że kefiry i jogurty mogę pić do woli, bo od niegazowanej wody już mi "fantomowe" bąbelki uderzają do głowy. Że o kawie już nie wspomnę, bo Młody po niej łypie pięciozłotówkami. Jedna mała, bianca jeszcze spustoszenia nie czyni, ale dla spokoju sumienia do łask wróciła zbożówka. Nawet nie przypuszczałam, że tak ucieszy mnie jej smak. Podrasowałam ją trochę esencją waniliową i wypas jest!
Bez dwóch zdań odstawić mam (prawie) wszystkie owoce, zwłaszcza te czerwone i cytrusy, miód, orzechy i czekoladę. Czyli sezon truskawkowy oficjalnie uważam za zamknięty, choć nie był nawet otwarty. I tyczy się to wszystkiego, przetworzonych produktów także, tj. jogurtów z owocami, lodów czy dżemów. Bo (prawdopodobnie) wysyp murowany.
Bezwzględny zakaz na alko, no ale to się rozumie samo przez się!
***
Poniżej przykładowe menu, wykombinowane z tego, co aktualnie "wolno" mi jeść. Póki co sztywno trzymam się wytycznych położnej i lekarza. Chociaż ochota na pączka jest zawsze ;)
Śniadaniowo
Pamiętacie Grzanki przyszłej mamki? Jeśli boicie się na początek spożywać ryby, akurat łosoś należy do tych "bezpiecznych", żaden problem podmienić go na plaster wędliny.
Obiadowo
Młode ziemniaki umyte i wyszczotkowane, ugotowane w mundurkach (oczywiście zjedzone bez łupinek).
Surówka z zielonego ogórka, pomidora (oczywiście bez skóry) i kiełków rzodkiewki.
Gotowane pulpeciki z mięsa mielonego z koperkiem.
Wszystko w akompaniamencie koperkowego sosu na bazie jogurtu.
Wszystko w akompaniamencie koperkowego sosu na bazie jogurtu.
Kolacyjnie
Hicior ostatnich dni: sałatka z buraków, wędzonego twarogu i kaszy gryczanej. Wyrazisty wędzony ser, gryzący smak kiełków rzodkiewki, kojący zmysły burak. Pyszności!
Hicior ostatnich dni: sałatka z buraków, wędzonego twarogu i kaszy gryczanej. Wyrazisty wędzony ser, gryzący smak kiełków rzodkiewki, kojący zmysły burak. Pyszności!
A po tym wszystkim...
Deser
... który z powodzeniem można przygotować też na śniadanie. Nie wymaga bowiem dużego nakładu pracy.
Opakowanie twarogu (ok. 200-250g, ja wykorzystałam Capri, ale nadaje się każdy inny) zagniotłam z 5-6 łyżkami kaszy manny, łyżeczką cukru waniliowego i jajkiem. Uformowałam "śląskopodobne" kluseczki z dziurką, które wrzucałam na wrzątek i gotowałam do wypłynięcia. Całość serwowałam z jogurtem, oprószone cynamonem.
Reasumując...
... nie ma co narzekać. Mogło być gorzej... czyli suchary i wodaa! Albo szpitalna kolacja, nawet nie pytajcie ;)
I co najważniejsze- to obserwować. Obserwować wszystko- pierdy, kupę, brzuszek, skórę. Nowe produkty wdrażać pojedynczo, w odstępach co najmniej czterech dni, aby był czas na akcję- reakcję. I nie panikować. Nie przesadzać. Zdrowy rozsądek przede wszystkim. A na pocieszenie powiem, że ta "męka" nie trwa wiecznie ;)
Wszystko w waszych... piersiach ;)
Karmienie mm równa się jedzenie wszystkiego, ale zazdroszczę tego kp i tych wyrzeczeń!
OdpowiedzUsuńWyrzeczenia wyrzeczeniami, ale weź zapanuj nad pokusami ;)
UsuńJestem pod wrazeniem ze znajdujesz czas name gotowanie. Tylko bpodziwiac:-) Paulina
OdpowiedzUsuńPaulina, coś jeść trzeba ;) najważniejsza jest dobra organizacja :)
Usuńach, biedna Ty:). u mnie sprawdziła się metoda- jeść to, co jadłam, będąc w ciąży. poskutkowało. i jedno i drugie Maleństwo bez nawet jednej koleczki, krosteczki czy czegotamkolwiek. może miałam szczęście;) dwa szczęścia;). a czekolady, czekoladki jadłam dosłownie kilogramami. trzymam kciuki, dzielna jesteś, naprawdę bardzo dzielna. ucałuj Robala;)
OdpowiedzUsuńTeż chciałam skorzystać z tej metody, ale widać za wcześnie na nią. Nie mówię, że jest źle, ale nie chcę przeginać. I tak mi się wydaje, że pozwalam sobie na dużo ;) ostatnio Komunię mieliśmy, a tam tyle pysznych pokus czyhało na stole :)
Usuńpozdrawiamy :)