wtorek, 12 sierpnia 2014

Tarta Julii warta czyli o tym jak hejterzy otwierają oczy

Jakiś czas temu oburzony ANONIMOWY zarzucił mi brak kulinarnej wiedzy. Że niby nie wiem z czego się oryginalne kisz lotaryński robi. Ponadto dowiedziałam się, że karmienie piersią nie jest metodą antykoncepcyjną. Naprawdę?!? Troskliwy Anonim na koniec radził się dokształcić, nie wiem tylko czy chodzi o gotowanie czy o biologię? Chyba poproszę Stwórcę o wieczorne korepetycje z przystosowania do życia w rodzinie, bo taka niekumata jestem. Szkoda, że się człowieczek zapomniał podpisać, bo to trochę nie ładnie tak błotem bezimiennie obrzucać. A bloga piszę z przymrużeniem oka, Drodzy Czytelnicy ;)

Mój pierwszy hejtowy komentarz ;) Do tej pory wszyscy słodzili. Powinnam go sobie na pamiątkę zostawić, ale wkurzona byłam na maksa. Anonimowych Anonimów nie publikuję! Wyraźnie jest napisane, że nawet brak konta nie przeszkadza w przedstawieniu się. Jeśli ktoś nie umie czytać ze zrozumieniem, niech oszczędzi sobie czasu na pisanie komentarzy. Jakieś zasady na tym blogu obowiązują. Ale wiecie co mnie tak na prawdę wkurzyło? Że ten Anonimowy miał trochę racji. 

"Gotuję, bo lubię. Wiem, że to strasznie oklepane, ale taka jest prawda. Co śmieszniej, kompletnie się na tym nie znam, nie skończyłam żadnej szkoły w tym kierunku. Ale nie potrafię siedzieć w miejscu i nic nie robić. Dlatego pomysł na pisanie bloga. Może znajdzie się ktoś kto będzie chciał przeczytać i pogotować razem ze mną ;) Przygotowywane przeze mnie potrawy nie są wyszukane i trudne. Nie chodzi mi o to, aby zostać kolejnym MasterChef'em. Bardziej skupiam się na poszerzaniu swojej wiedzy oraz przedstawianiu polskiej kuchni okiem totalnego laika..."- wyraźnie napisałam na swoim bloggerowym profilu.

To gdzie ta racja? Po środku. Bo to nie jest tak, że gotować nie umiem. Umiem. Ale postanowiłam nie pchać się tam, gdzie tak do końca nie pasuję. Raz już miałam mały skok w bok, z czego narodził się cykl Nieprzepisowo. Śmiałam się pod nosem, przeglądając statystyki, że wpisy z tej serii mają więcej wejść niż kulinarne. Starałam się pogodzić dotychczasową konwencję bloga z rzeczywistością. Gotowanie z "Lucjankowaniem". No, da się. Bo i o karmieniu piersią pisałam. O diecie matki karmiącej. O diecie przy ćwiczeniach. O powrotach do normalności. Niejednokrotnie Młody był moją kulinarną inspiracją, chociażby poprzez swoje ubranko, zachowanie czy mamine zachcianki. Ale dla potencjalnego Kowalskiego, który zagląda tu po raz pierwszy, dziwnym wydawać się może pisanie o Lucjanie na blogu o żarciu lub kucharzenie na blogu o dziecku. W zależności na który post akurat trafił. Gdzie tu logika? Mówmy o rzeczach realnych. Logika i kobieta to dwie sprzeczności. Tak jak mój blog do tej pory. Ale koniec z tym! Spokojnie! Nie kończę z gotowaniem. Ani z Lucjankowaniem. Ani z blogowaniem. Kończę z dotychczasowym rozdwojeniem jaźni. Czas nazwać rzeczy po imieniu. Jeśli nie wiadomo, w którą z dwu stron iść, należy wybrać tę trzecią. Codzienną. W języku blogerów nazwaną "lajfstajlową". Bo nie samym gotowaniem matka żyje. Jednak... postanowiłam jeszcze nie rzucać się na tak szerokie wody, bom za cienka w uszach. Póki co jest to blog z gotowaniem w tle, pomalutku wypływający na szerokie wody. A Durszlak i tak przefiltruje co mu się należy ;)

To by było na tyle. Teraz zapraszam na wyżerkę. Aż boję się napisać, że to quiche lorraine, żeby znowu jakiejś wtopy nie było. Ale Drogi Anonimie, idąc za twoją radą, dokształciłam się i Stwórca zjadł dziś słynną tartę wg Julii Child, lekko przeze mnie zmodyfikowaną. I boczek jest. Ten boczek, o który było tyle gadania. Z całego SERCA Ci dziękuję ;)


1 szklanka mąki pszennej
1/4 mąki pełnoziarnistej (oryginalnie tortowej)
100g zimnego masła
1/4 szklanki zimnej wody
1 łyżeczka soli

Z podanych składników wyrobiłam ciasto. Uformowałam z niego kulę i schłodziłam ok.1h. Formę do pieczenia tarty wysmarowałam masłem, wyłożyłam ciastem, nakłułam widelcem i zapiekłam przez 15min. w 150st.

5-6 plastrów boczku
1 średnia cebula (dodałam od siebie)
1 szklanka startego parmezanu (dodałam od siebie)
2 jajka
4 łyżki jogurtu naturalnego (oryginalnie śmietana)
szczypta gałki muszkatołowej
tymianek, prażona cebulka (dodałam od siebie)

Boczek pokroiłam w kostkę, lekko podsmażyłam. Cebulę pokroiłam w krążki. Na wstępnie podpieczone ciasto wyłożyłam boczek, surowe krążki cebuli. Ser zmiksowałam z jajkami, jogurtem i gałką muszkatołową (masę rozrzedziłam 2 łyżkami mleka). Masą serowo- jajeczną zalałam ciasto. Finalnie oprószyłam tymiankiem i prażoną cebulką. Całość zapiekłam kolejne 20-25min.


Quiche nie powstało na potrzeby durszlakowej akcji LATO 2014 W KUCHNI Z JULIĄ CHILD.
Ale jeśli już zrobiłam, a akcja nadal trwa, to je tam wrzuciłam. W bombie grzebię ;)

Lato 2014 w kuchni z Julią Child

10 komentarzy:

  1. dziękuję za udział w akcji :) a anonimy były, są i będą i nie ma się co przejmować.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. miło mi! :)

      pozdrawiam i zapraszam do poczytania ;)

      Usuń
  2. w zasadzie konstruktywna krytyka nie powinna być zła, ale wszystko zależy w jakim tonie utrzymane są komentarze...ja Ciebie rozumiem, bo mniej więcej z tego samego powodu stworzyłam bloga, powiem szczerze, że ciut obawiam się także, że umrze śmiercią naturalną już we wrześniu...bo gotowania i czasu będzie duuużo mniej, niemniej jednak przez te kilka miesięcy blog bardzo mi pomógł zapełnić czas w zwykłe szare dni kury domowej a raczej chxxxxx pani domu (jak to jeden z profili na fb mówi), ironicznie mówiąc matki polki, która 3/4 życia potrafi spędzić w pracy. a negatywnymi opiniami nie trzeba się przejmować, zwłaszcza tymi anonimowymi. gotuj, wymyślaj nowe potrawy, modyfikuje stare, kuchnia to małe laboratorium przydomowe, w którym wszystko wolno!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Matko Polko, to przeobrazisz bloga z kulinarnego na "lajfstajlowego" i będziesz mogła pisać o wszystkim, a gotowanie będzie w tle ;) Nie rezygnuj z bloga!!!
      ściskam :)

      Usuń
  3. Znaczy pierwszy hejt? O królowo... jak ja Ci zazdroszczę, bo ja codziennie w skrzynce znajduję (czasem jeden dziennie, czasem kilka "przemiłych" komentarzy) i pojęcia nie mam dlaczego - wszak nic nikomu nie zrobiłam.
    A tartę zboczkiem robiłam aż raz, bo niestety mnie ten boczek w zęby gryzie, no nie lubię i już... a cała reszta pyszna :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ależ Margarytko, gdzie mi do Ciebie ;) ja dopiero raczkuję w tym blogowaniu. Wszystkie moje komentarze moje na palcach jednej ręki można policzyć, no dobra na dwóch ;) A tarta dobra mi wyszła, nie chwaląc się ;)

      pozdrawiam serdecznie

      Usuń
  4. A tak z innej beczki :) Ja to jestem ostatnio wogóle uzależniona od quiche :D Robię prawie co weekend:) Twojej też na pewno spróbuje i to już nie długo, bo aż ślinka cieknie :P Hehehe Aktualnie pracuję w firmię która właśnie robi quiche na potegę dla angliczków :D Aleeeeee tamta quiche w porównaniu z naszymi domowymi się chowaaa :D Pozdrawiam :P Sąsiadka z osiedla :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pewnie, że własnej roboty najlepsze! Nie ma to tamto ;)
      Trochę czasu mi zajęło skojarzenie faktów (quiche+Angliczki+ sąsiadka z osiedla), ale ostatecznie wymyśliłam... chyba? Cześć Marta ;)

      Usuń
    2. Brawo:) Hehehe:) A nawet nie pomyślałam że może to być taka zagadka :) Cześć Magda:)

      Usuń
  5. Oj tam... Zawsze znajdzie się ktoś, komu się nie podoba, i da o tym znać w niezbyt przyjemny sposób. Takie osobniki należy najzwyczajniej w świecie ignorować :) Gotuj taj, jak Ci smakuje, pisz, o czym chcesz. To w końcu Twój blog, prawda...? :)

    OdpowiedzUsuń

Jeśli już zbłądziłeś w bastaleny strony, jesteś o komentarz mile poproszony ;)

Drogi "Anonimie" Ciebie też nie minie. Wpisz, proszę, w komentarzu chociaż swoje imię ;)