poniedziałek, 18 sierpnia 2014

Dziwne? Ale zjadliwe #6 Niebo(RAKI) w gębie czy kulinarne rozczarowanie?

Czasem nas trzepnie i kupimy ze Stwórcą coś "głupiego" do jedzenia. A potem masz babo, głów się i kombinuj co z tym zrobić. Padło na raki. Na szczęście mrożone, bo żywych bym chyba nie ruszyła. Prędzej padłabym ja niż one. Przecież je się na żywca gotuje, łoo matko! No, ale co z tymi zrobić? Odpaliłam wirtualną książkę kucharską pod tytułem Google. Nasza polska kreaturka smaków poleca gotowane, z ziołami, a najlepiej z koprem, bez żadnych specjalnych ochów i achów. Okej, będą i takie, bo zapomniałam powiedzieć, że ja tych raków ze czterdzieści miałam. I co z tego?!

Stwierdziłam, że pójdę po najmniejszej linii oporu, nie ma co szaleć, najprościej jak się da. Raków z kilo osiemset było. Niezła wyżerka się szykuje, pomyślałam. Miały być na obiad, ale zapomniałam, że się muszą jeszcze odmrozić. Pierwszy zonk! Dobra, obiad opykałam awaryjnym łososiem, a raki się odwadniały. Apropos, po tak prozaicznie fizycznej obróbce miałam już ich około kilograma. Spoko. Brnę dalej. Ugotowałam w koprowej zalewie. Tyle z receptury na opakowaniu zrozumiałam, potem polecali według uznania. To poszło według Magdy G. i Magdy K. pół na pół. Ale zanim poszło... trzeba było je obrać :D

Na maśle podsmażyłam piórka cebuli. Do zeszklonej dodałam przyprawy, podlałam winem i prużyłam do odparowania. Na koniec dodałam raki. Wymieszałam. Całość podałam z bagietkami z masłem.
Zabawy co nie miara z nimi miałam. Jednak po wszystkim już mi tak do śmiechu nie było. Z całej kilogramowej tacy, garstka ino ostała. Masakra jakaś! Jak sobie przypomniałam, że obiad i wyżerka miała z nich być, to mi mleko w cyckach zawrzało! No tak, bo z rakami jak z krewetkami, tylko dupy się pożera, a reszta do śmieci. A i jeszcze szczypce, ale te to raczej do mielenia się nadają niż do jedzenia. Chyba, że się komuś w wygryzanie bawić chce, tak jak Stwórcy ;) 

Reasumując, kolacja to raczej dla Stwórcy była, niż dla nas. On pożre wszystko, byle cebula i wino były ;) Ja obeszłam się kanapką z żółtym serem, też dobre ;) Raka kawałek uszczknęłam, bo jak już się tyyleee przy nich narobiłam, to chciałam chociaż spróbować. W smaku dobre, ale dla mnie raki to w wierszykach niebo... niebo-raki ;) Wynalazki w kuchni nie moja bajka. Lubię czasem sobie coś wydumać do jedzenia, ale z podwórkowego zwierza. Pozostałe niech sobie tam Gordony i inne na G. jedzą. Mówię to z pełną premedytacją.


 Ale jako kulinarna masochistka, która wyzwań się nie boi, 10 sztuk zostawiłam. Zupa będzie!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jeśli już zbłądziłeś w bastaleny strony, jesteś o komentarz mile poproszony ;)

Drogi "Anonimie" Ciebie też nie minie. Wpisz, proszę, w komentarzu chociaż swoje imię ;)