"I rzecz najważniejsza ze wszystkich: jak się nie doda ostrego, czyli salsy meksykańskiej, to zaraz będzie bolał brzuch. A jak się doda ostrego, to brzuch nigdy w życiu nie zaboli i nie będzie zemsty Montezumy. Zasada podstawowa- jedz to co oni, tylko od początku do końca. Jak na początku jest wieprzowina i tortilla, a na końcu salsa, to nie można tego fragmentu omijać, bo się człowiek struje...".
Aż tak ostro nie będzie. Ale będą tacosy. Będzie kukurydza. Chyba trochę Meksyku w zupie przemyciłam?
Aż tak ostro nie będzie. Ale będą tacosy. Będzie kukurydza. Chyba trochę Meksyku w zupie przemyciłam?
Dacie wiarę, że pomysł na tego posta zakiełkował mi w styczniu. Miałam wtedy parcie na Cejrowskiego, boso przez świat z nim wędrowałam. Pomysł był, gorzej z jego realizacją. Bo albo któregoś składnika nie miałam, albo światła, albo to, albo tamto, albo sramto. Jednak jak mi coś w bańce drąży, to nie ma bata, że kiedyś wydrąży. Dziś w końcu udało się pomysł wcielić w życie, a raczej w zupę. Tacosy wprawdzie kitowe ze sklepu, ale krem od A do Z kukurydziany. Z ostrością nie przeginałam, bo cyckuję cały czas i nie chcę, aby Gizmo dziurę w pampersie wypierdział. A Stwórca i tak zawsze doprawia podług siebie.
kukurydza (ok. 0,5kg)
średniej wielkości cebula
bulion warzywny (niecały litr)
papryka słodka, chili, sól
chili w płynie (do podania)
zestaw TACOS DINNER KIT
mięso mielone (ok. 300g)
Pokrojoną cebulę (nieważne jak, bo i tak na koniec wszystko zblendowane będzie) podsmażyłam na oliwie. Następnie zalałam ją bulionem, dodałam kukurydzę i gotowałam ok. 30min. Pod koniec doprawiłam solą, papryką, chili (jeśli Wasze kubki smakowe są żądne większych wrażeń, możecie dorzucić kilka kawałków papryczki jalapeno lub innego hot diabelstwa) i lekko wystudziłam. Doprawioną, letnią zblendowałam. Idealnie gładka nie była, ale sitkiem bawić mi się nie chciało. W żołądku i tak wszystko się ułoży ;) Na koniec podgrzaną rozlałam do miseczek, wierzch chlusnęłam łyżką chili w płynie (jakiś norweski wynalazek) i podałam z kitowymi tacosami ;)
Jak to czasem warto poczekać na odpowiedni moment. Sklepowe półki uginają się od świeżej kukurydzy, a Durszlak kusi akcją. Mam nadzieję, że przepis się spodobał. Rzutem na taśmę krem proponuję ;)
*Cytat pochodzi z meksykańskiego odcinka "Boso przez świat 1. Meksyk. Największe miasto świata"
Wygląda pysznie :)
OdpowiedzUsuńDziękuję! starałam się ;)
Usuńmoże i lepiej, że nie jest tak ostre, łagodne smaki też mają swój urok :) świetne danie
OdpowiedzUsuńpozdrawiam i zapraszam do siebie!
Dziękuję! będąc w ciąży, jadałam dużo bardziej pikantnie ;) teraz jakoś mi przeszło i to nawet nie ze względu na Młodego.
UsuńDzięki, że zajrzałaś. Odwzajemnię się :)
Cejrowskiego nie trawię, normalnie mam na niego alergię, ale krem z kukurydzy uwielbiam, jak i wiele dań kuchni meksykańskiej - u nas koniecznie na ostro.
OdpowiedzUsuńOstrzejszy będzie innym razem, teraz muszę jeszcze uważać na to, co jem. A co do WC to nie jest taki zły chłopak z niego ;) czasem mądrze o tych podróżach gada ;)
Usuńpozdrawiam :)