Za kilka dni. Za dni parę. Będą stukać. W drzwi pukać. I psocić.
Z metra cięte stwory. Zmory. Uśmiechnięte z dyni głowy. Ultrafiolet szkieletory.
Z metra cięte stwory. Zmory. Uśmiechnięte z dyni głowy. Ultrafiolet szkieletory.
Strrrach się baaać ;)
Ja się akurat nie boję. Bo nie obchodzę. Zamerykanizowanych. Skomercjalizowanych świąt.
Ale ciasteczko to co innego. Ciasteczko można.
Pach. Pach. Pach. Jak to klasyk mawiał.
W limitowanej wersji. Październikowej. Dyniowej. Piernikowej.
Ja się akurat nie boję. Bo nie obchodzę. Zamerykanizowanych. Skomercjalizowanych świąt.
Ale ciasteczko to co innego. Ciasteczko można.
Pach. Pach. Pach. Jak to klasyk mawiał.
W limitowanej wersji. Październikowej. Dyniowej. Piernikowej.
Mocno czekoladowej. Bo mi się akurat kakao skończyło. Ale dzięki temu chyba lepsze jest. Było.
2 łyżki mąki
1/2 łyżeczki proszku do pieczenia
1/2 łyżeczki przyprawy do piernika
2 łyżki mleka (lub łyżka jogurtu)
2 łyżki musu z dyni
1 łyżka miodu
1 łyżka oliwy
5 kostek gorzkiej czekolady (lub łyżka kakao)
cynamon do oprószenia
Suche składniki wymieszałam ze sobą w docelowym kubeczku. Odstawiłam.
Czekoladę rozpuściłam w kąpieli wodnej. Dodałam mleko. Miód. Oliwę. Dynię. Wymieszałam.
Mokre składniki przelałam do suchych. Dobrze wymieszałam, aby nie pozostawić grudek.
Kubeczek wstawiłam na minutę do mikrofali na wysokie obroty ;)
Przed pożarciem oprószyłam nieco cynamonem.
TRICK OR TREAT!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jeśli już zbłądziłeś w bastaleny strony, jesteś o komentarz mile poproszony ;)
Drogi "Anonimie" Ciebie też nie minie. Wpisz, proszę, w komentarzu chociaż swoje imię ;)