Strukturalnie wszystko się odliczyło. Mąka. Jajka. Mleko.
Oryginalnie. Winny być rodzynki. Jest żurawina. Bo ich nie lubię. No, może nie przepadam. Pewnie i tak bym je wydłubała.
I piana. Sztywna. Lśniąca. Delikatna. Wmieszana.
Dla odmiany od tej sączącej się przez niewidzialne zęby. W której wszystko jest utytłane. Łącznie ze mną.
W całym szaleństwie (tygo)dnia powszedniego śniadanie to wydaje się być arcyproste. Banalne. I takie oczywiste.
"Piątnica" cesarza Lucusia.
"Piątnica" cesarza Lucusia.
Bez ciasta. Bo Stwórca znowu ma fazę na głodzenie. Sensor grubości mu się odezwał ;)
To ja sobie chociaż dogodziłam. I słodkie śniadanie zjadłam.
Bo słodko na talerzu, póki co.
Wyrżnąć się cholery nie chcą! Swędzą. Gizmo ze śliny potokiem jak sokiem lepkim szaleje. To piąstka. To stopa. Na przemian lądują w buzi.
W przeciwieństwie do śliny, która się w niej nie mieści. Nie wiem tylko, nie chce? Czy nie może?
W przeciwieństwie do śliny, która się w niej nie mieści. Nie wiem tylko, nie chce? Czy nie może?
Moja odpowiedź na niewidzialne zęby?
I widzialną oponkę?
I dżem?
Kaiserschmarrn, of kors!
No! To teraz ślinka cieknie nie tylko Gizmolowi :P
I widzialną oponkę?
I dżem?
Kaiserschmarrn, of kors!
No! To teraz ślinka cieknie nie tylko Gizmolowi :P
2 jajka
3 łyżki mąki pszennej
trochę mleka
trochę mleka
szczypta soli
2 łyżeczki cukru
garść suszonej żurawiny
łyżka masła
2 łyżki dżemu Łowicz
Białka oddzieliłam od żółtek. Ubiłam na sztywną pianę.
Żółtka i mąkę roztrzepałam. Do masy dolałam mleka, na oko. Wrzuciłam garść żurawiny. Lekko przemieszałam. Na koniec dodałam białkową pianę. Wymieszałam łyżką.
Masło rozpuściłam na patelni. Wylałam masę i smażyłam. Lekko ścięte ciasto poszarpałam łyżką. Oprószyłam cukrem. Smażyłam do zarumienienia.
Serwowałam na ciepło. Z łowickim dżemikiem ;)
Z łowickim przytupem szalony omlet cesarza Lucjanka zgłaszam do konkursu.
A Stwórca niech żałuje. Bo boskie było. Muaa!
A Stwórca niech żałuje. Bo boskie było. Muaa!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jeśli już zbłądziłeś w bastaleny strony, jesteś o komentarz mile poproszony ;)
Drogi "Anonimie" Ciebie też nie minie. Wpisz, proszę, w komentarzu chociaż swoje imię ;)