Złośliwe i skrzeczące ptaszyska. Na dodatek potrafią zanurkować i przygrzmocić z nienacka w głowę. Ale nie ma się co dziwić. Bronią w końcu swego. A jest czego, bo mewie jajka stanowią tutejszą delicję i są chętnie pozyskiwane (czytaj wykradane z gniazd) przez ludzi. Mi zdarzyło się jeść je drugi raz.
Mewie jajka są ciut większe od rodzimych, kurzych. Po ugotowaniu żółtko ma intensywniejszą barwę, a białko wpada w perłowych odcień. Ze względu na wielkość należy gotować je nieco dłużej. W smaku wyczuwalny lekko rybi posmak, ale to akurat nie powinno dziwić ;)
Znajomy Stwórcy sprzedał mu "patent" na uciszenie krzykliwych, dorosłych osobników. Może drastyczny, ale niezwykle skuteczny. Wystarczy ukręcić łebki mewim maluchom, a dorosłe już nie będą skrzeczeć, bo nie będą miały kogo pilnować. Jakież to proste i oczywiste, ech. I jakie norweskie...
*Dzisiejsze fotki zawdzięczam Stwórcy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jeśli już zbłądziłeś w bastaleny strony, jesteś o komentarz mile poproszony ;)
Drogi "Anonimie" Ciebie też nie minie. Wpisz, proszę, w komentarzu chociaż swoje imię ;)