piątek, 4 lipca 2014

Nieprzepisowo #6 Biuście w kapuście czyli złe dobrego początki

Będąc początkującą mamą karmiącą bez odpowiedniego zaplecza laktacyjnego, chociażby w postaci doświadczonej koleżanki lub mamy babci (bo o doradcach laktacyjnych i położnych nawet nie wspomnę), popełnia się masę błędów, które potrafią przyprawić o szybsze bicie serca. A jak wiadomo kondycja mamy, zarówno fizyczna, a jeszcze bardziej ta psychiczna, oddziałuje na Malucha. Zatem nim ucieszymy się, że udało nam się "podłączyć pompkę", warto liznąć nieco wiedzy o tym i owym, zarówno w kontekście małego ssaka jak i reakcji naszego organizmu na nowe.

Chwila dostawienia Młodego do cycka zakończona powodzeniem wycisnęła ze mnie, po raz kolejny i pewnie nie ostatni, niekontrolowane łzy szczęścia. Oto, mój sen się spełnił. Co prawda szpitalny instruktaż w wersji mini- mini, czyli Pani siada, Pani wyciąga, Pani wkłada, Pani karmi, nie zawierał skutków ubocznych oraz reakcji (nie)pożądanych. Oni nie powiedzieli... być może wyglądam na tyle inteligentnie i założyli, iż jestem obcykana od A do Z. A ja nie pytałam... Bąbelek ochoczo jadł, spał, wydalał, więc co wywoływać wilka z lasu. Pierwsza noc w nowym łóżeczku, no i się zaczęło... 

4 razy po 2 razy

W starciu sam na sam z małym człowieczkiem, który wydaje z siebie tylko jeden rodzaj nocnych emocji zwany płaczem, można się nieźle wystraszyć. Ma się ponoć instynkt macierzyński, ale jaki by nie był, to tylko instynkt. Wiadomo, początkowo dziecko skupia uwagę na najprostszych potrzebach fizjologicznych, czyli jedzeniu, spaniu i wypróżnianiu. No właśnie, sKUPiA. Moja skromna wiedza po-szpitalna opierała się na prostej zasadzie- przewiń nim nakarmisz. Po karmieniu też licz się z przewijaniem. W szpitalu uraczył mnie raz smółką, a tutaj na dobry wieczór sarepska w kompilacji z dijon. I to 8 razy!!! Ale nic, przewijam i odliczam godziny do "domówki" położnej. Okazało się, że żółta jest OK. I ilość OK. I wszystko jest OK. Poza Lucusiem, który też był żółty, a całe, żółte "zło" wychodziło z kupą. 

Jak krówce po liściach

Jak wspomniałam wyżej, młodą mamą rządzi instynkt. Ale każda poza nim posiada także rozum. U mnie rozumek. Mały, bo mały, ale jest. Pewne rzeczy związane z dzieckiem, a to się gdzieś podsłyszało, a to przeszły z babci prababci. Tak na przykład odbijanie. No wiem, że należy, bo inaczej syrena wyje jak bąbel zalega w przełyku. Nieraz się zdarzy z treścią, bo mały żołądeczek, a łakomy człowieczek. Ale ile to ja się strachu najadłam jak Młodemu ulało się... nosem. Chlust na mój biust, a ja już mroczki przed oczyma miałam. I nie mówię tu o Marcinie i Rafale. Do kompletu doszła sapka. I dopóki się nie rozmówiłam z położną, a babcia nie przetłumaczyła mi tego na swój sposób, dopóty nie spałam i sapałam razem z Gizmo. Wstyd się przyznać, że człek po biologii i pewne anatomiczne połączenia powinien pamiętać.

Gorączka sobotniej nocy

Żeby było śmiesznie, mój organizm też zaczął szaleć. Przyznaję, zawsze chciałam mieć większe cycki, ale że aż tak! Niestety nie dość, że były w wersji XXL, to bolały jak cholera. A na domiar złego Młody "obraził" się na lewego. Mnie tu zaraz rozerwie bimbała, a On tylko prawy i prawy. I znowu gorąca linia z położną i babciami, bo tym razem obie zaangażowały się w sprawę. Diagnoza: nawał mleczny. Zalecenia: ciepły prysznic z masażem, zimny kapuściany stanior, paracetamol. Uuuf! 40 stopni w cieniu i nowy gadżet do pompowania. Przy okazji siorpnęłam sobie setkę. Lucek wybaczył, w końcu to też jakby "moje" mleko. A jakie deliszys! A sam nawał, który przyprawił mnie prawie o zawał, to normalna reakcja organizmu, zwiastująca pomyślną laktację. Dopada kiedy siara przestaje być sobą. Tylko (znowu!) pytam- dlaczego nikt nie przygotował mnie na taki stan? Ja prawie lewego cycka nie odgryzłam z bólu! Ale i na niego znalazłam sposób. Tak sobie pewnej nocy wydumałam, że z karmieniem jak z kochaniem, każda pozycja dozwolona. Przy kolejnej "kolacyji" przystawiłam Młodego głową w talerz. I pięknie wyćmochtał całego. Mnie ulżyło jak po najlepszym tralalala, a On się tylko "oblizał", odbił i w kimę. Brawo matka za pomyślunek. Od tej pory żadna pozycja nie jest nam obca, a pierś straszna. Chociaż nadal prawa ulubiona. A zasypianie z głową w talerzu to standard.

Czy Wasze pierwsze doświadczenia z Małą Istotką też są podobne? A jak to było z karmieniem? Bo u mnie zgodnie z zasadą, chcesz liczyć, licz na siebie... i czasem na Google. Pozdrawiam karmicielki :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jeśli już zbłądziłeś w bastaleny strony, jesteś o komentarz mile poproszony ;)

Drogi "Anonimie" Ciebie też nie minie. Wpisz, proszę, w komentarzu chociaż swoje imię ;)