Norwegię wyobrażałam sobie zawsze jako kraj mrozów, wiecznych śniegów i zimowej ciemności. Niewiele bardziej optymistycznie postrzegałam kuchnię tego kraju, która nierozerwalnie łączyła mi się z rybami, krewetkami i innymi morskimi żyjątkami, a za tym specjalnie nie przepadam.
Restauracje przy nabrzeżu w Tromso |
Nie taki diabeł straszny...
Kraj jak kraj i jedzenie jak jedzenie. Trzeba jedynie trochę bardziej
pokombinować, bo oczywiście nie ma tutaj wszystkich produktów tak swoiście
kojarzonych z Polską. Jednakże z drugiej strony stwarza to możliwości na
poszerzenie nieznanych do tej pory kulinarnych horyzontów i odkrycie nowych
smaków... smaków Norwegii.
Wydawać by się mogło,
iż w norweskim menu przeważają ryby. Nic bardziej mylnego. Znajdziemy to każdy
rodzaj mięsiwa, od kurczęcia (kyllingkjott), poprzez prosiaczka (svinekjott) i
jagniątko (lammekjott) skończywszy na swojskich zwierzątkach czyli wielorybie
(hvalkjott) i reniferze (reinsdyrkjott).
Równie dobrze sprawa
ma się z warzywami i owocami. Ku mojemu wielkiemu zdziwieniu udało mi się tu
nawet znaleźć ogórki do kiszenia (mam w planach). Ulubionym warzywem używanym w
kuchni norweskiej jest ziemniak. Trzeba jednak przyznać, że w większości ceny
świeżych produktów są wysoce niezadowalające. Na ratunek przychodzą wtedy
mrożonki, niektóre w typowych dla Norwegii mieszankach (np. lapskausblanding).
Najgorzej chyba
wygląda doprawianie potraw. Przepisy, z którymi do tej pory miałam przyjemność
się zapoznać, nie powalają ilością stosowanych przypraw. Według mnie kuchnia ta
ogranicza się do bardzo podstawowych składników (sól, pieprz... i to by było na
tyle;)) Oczywiście na sklepowych półkach można dostać coś więcej (znowu ceny
powalają na kolana), jak np. bazylię, tymianek, gałkę muszkatałową itp. I tutaj
znowu wesprzeć się można świeżymi przyprawami w doniczkach (hitem chyba jest
pietruszka...)
Dla chcącego nic trudnego...
Daleko tutaj szukać (albo się nie natknęłam) gotowych wspaniałości
polskich stołów w postaci kopytek, klusek na parze, klusek śląskich czy knedli.
Trzeba sobie radzić samemu i przypomnieć jak to się ugniata ciasto ;)
Nie użyje
się tutaj również kiszonych produktów takich jak ogórki (głównie są konserwowe,
krojone, na słodko) czy kapusta. Przy odrobinie szczęścia (trzeba się naszukać)
ogórki można zakisić samemu, z ogólnie dostępną kapustą jest już ciut lepiej i
szybciej.
Trzecia wspaniałość polskiego menu czyli żurek... sprawa wydaje się
najprostsza. Przecież to nic innego jak mieszanka mąki i letniej wody
odstawiona na kilka dni do fermentacji. Jeśli żurek to i biała kiełbasa, tylko
skąd ją wziąć? Zawsze można pocieszyć się gotowanych jajkiem.
Ale jak już wspomniałam ziemniaków Ci tutaj dostatek, nic tylko ścierać je na placuszki albo kluchy kładzione... mniamm
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jeśli już zbłądziłeś w bastaleny strony, jesteś o komentarz mile poproszony ;)
Drogi "Anonimie" Ciebie też nie minie. Wpisz, proszę, w komentarzu chociaż swoje imię ;)