czwartek, 12 września 2013

The flavors of Norway

Norwegię wyobrażałam sobie zawsze jako kraj mrozów, wiecznych śniegów i zimowej ciemności. Niewiele bardziej optymistycznie postrzegałam kuchnię tego kraju, która nierozerwalnie łączyła mi się z  rybami, krewetkami i innymi morskimi żyjątkami, a za tym specjalnie nie przepadam. 

Restauracje przy nabrzeżu w Tromso
Nie taki diabeł straszny...

Kraj jak kraj i jedzenie jak jedzenie. Trzeba jedynie trochę bardziej pokombinować, bo oczywiście nie ma tutaj wszystkich produktów tak swoiście kojarzonych z Polską. Jednakże z drugiej strony stwarza to możliwości na poszerzenie nieznanych do tej pory kulinarnych horyzontów i odkrycie nowych smaków... smaków Norwegii. 

Wydawać by się mogło, iż w norweskim menu przeważają ryby. Nic bardziej mylnego. Znajdziemy to każdy rodzaj mięsiwa, od kurczęcia (kyllingkjott), poprzez prosiaczka (svinekjott) i jagniątko (lammekjott) skończywszy na swojskich zwierzątkach czyli wielorybie (hvalkjott) i reniferze (reinsdyrkjott). 

Równie dobrze sprawa ma się z warzywami i owocami. Ku mojemu wielkiemu zdziwieniu udało mi się tu nawet znaleźć ogórki do kiszenia (mam w planach). Ulubionym warzywem używanym w kuchni norweskiej jest ziemniak. Trzeba jednak przyznać, że w większości ceny świeżych produktów są wysoce niezadowalające. Na ratunek przychodzą wtedy mrożonki, niektóre w typowych dla Norwegii mieszankach (np. lapskausblanding). 

Najgorzej chyba wygląda doprawianie potraw. Przepisy, z którymi do tej pory miałam przyjemność się zapoznać, nie powalają ilością stosowanych przypraw. Według mnie kuchnia ta ogranicza się do bardzo podstawowych składników (sól, pieprz... i to by było na tyle;)) Oczywiście na sklepowych półkach można dostać coś więcej (znowu ceny powalają na kolana), jak np. bazylię, tymianek, gałkę muszkatałową itp. I tutaj znowu wesprzeć się można świeżymi przyprawami w doniczkach (hitem chyba jest pietruszka...)

Dla chcącego nic trudnego...

Daleko tutaj szukać (albo się nie natknęłam) gotowych wspaniałości polskich stołów w postaci kopytek, klusek na parze, klusek śląskich czy knedli. Trzeba sobie radzić samemu i przypomnieć jak to się ugniata ciasto ;) 

Nie użyje się tutaj również kiszonych produktów takich jak ogórki (głównie są konserwowe, krojone, na słodko) czy kapusta. Przy odrobinie szczęścia (trzeba się naszukać) ogórki można zakisić samemu, z ogólnie dostępną kapustą jest już ciut lepiej i szybciej. 

Trzecia wspaniałość polskiego menu czyli żurek... sprawa wydaje się najprostsza. Przecież to nic innego jak mieszanka mąki i letniej wody odstawiona na kilka dni do fermentacji. Jeśli żurek to i biała kiełbasa, tylko skąd ją wziąć? Zawsze można pocieszyć się gotowanych jajkiem. 

Ale jak już wspomniałam ziemniaków Ci tutaj dostatek, nic tylko ścierać je na placuszki albo kluchy kładzione... mniamm


Gdzieś na północy... o północy ;) 
Pocieszające jest to, że Norwegia to kraj kawą płynący… Ale o tym innym razem :)  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jeśli już zbłądziłeś w bastaleny strony, jesteś o komentarz mile poproszony ;)

Drogi "Anonimie" Ciebie też nie minie. Wpisz, proszę, w komentarzu chociaż swoje imię ;)