środa, 3 września 2014

Pierwsze rocznice. Pierwsze kwaśnice. Pierwsze połom bicie.

Każdy z nas ma takie swoje małe święta, które po cichu obchodzi. Rocznice, o których skrycie pamięta. Powody mogą być różne. Może to być skojarzenie z miejscem, osobą, potrawą, wydarzeniem, pierwszym razem i nie mam na myśli tylko "tego" pierwszego razu. Ostatnio sobie uświadomiłam, że wrzesień jest dla mnie takim rocznicogennym miesiącem. Parafrazując klasyka, to w tym miesiącu wszystko się zaczęło. 


Dokładnie rok temu zaczęła się moja norweska przygoda. Napisałam moja, bo Stwórca czwarty rok już tu zimował. Doleciałam i zdziwiłam się, że noc mnie zastała, bo do tej pory Tromsø tylko w dni polarne oglądałam. W sumie to nawet odetchnęłam z ulgą, że mój zegar biologiczny nie zwariuje i spać będę spokojnie. Nigdy bym nie przypuszczała, ile ten rok dobra mi przyniesie...

Stwórca pracował, a ja się nudziłam jak mops. Ileż można przecież sprzątać?! Szorując paluchem po touchpadzie, natrafiłam na konkurs, "Moje smaki". Zaczęłam pisać. Zupełnie spontanicznie. Mniej więcej po tygodniu zdecydowałam się opublikować... wpis na blogu. Ostatecznie w konkursie nie wystartowałam, ale materiał się nie zmarnował i posłużył mi jako zaczątek bastaleny. Yupi, pierwsze urodziny niedługo się szykują. 

Jak się powiedziało A, trzeba powiedzieć B. Pierwszy popis kulinarny, szpinakowe kopytka. Stwórca do jeżowców, a ja do garów. Pamiętam jak się przy nich umordowałam, bo szpinak po rozmrożeniu strasznie rozwodnił masę, która nie lepiła się ni w ząb. Jeszcze wtedy do głowy mi nie przyszło, żeby jakiekolwiek zdjęcia robić. Bzik na focenie przyszedł znacznie później. A kopytka furorę na FB zrobiły, pamiętam :)

A teraz wiśniówka na torcie! Jakby tak dobrze policzyć, to najmniejszej wątpliwości nie ulega, że gdzieś pomiędzy pierwszym wpisem, a pierwszym popisem, Syn nasz pierworodny się począł! Oczywiście jeszcze wtedy tego nie wiedziałam. Paznokcie obgryzałam miesiąc później, pisząc w łazience esa do Stwórcy: "Gratuluję Tatuśku".

Kulinarna pointa. Mało norweska, ale w klimacie podbiegunowym. Trzy lata wstecz. Zakopane. Powrót z Kościeliskiej. Jak to mówią- zimno, cimno i do domu daleko. Głodni i zmarznięci wchodzimy na Krupówki i wybieramy według nas najbardziej góralską karczmę. Menu typowe, ja od razu rzucam się na kwaśnicę i placki po zbójnicku. No i grzaniec oczywiście. Porcje były takie, że nie byłam ich w stanie zjeść. Szczerze? Pierwsza w życiu kwaśnica nie zrobiła na mnie piorunującego wrażenia. Wydała mi się blada i smutna, jak pogoda za oknem. Ale dziś już wiem w czym tkwi jej prawdziwy sekret. Ona ma być po prostu kwaśna, nie ładna!


W garnku umieściłam żeberka, zalałam 2 litrami  zimnej (!) wody i zagotowałam. Zdjęłam flufki, które wydzieliły się w trakcie gotowania, a następnie dodałam liść, ziele i pokrojoną, nieprzepłukaną z kwasu kapustę. Cebulę zeszkliłam na patelni. Dorzuciłam do zupy w trakcie, wraz z kminkiem i tymiankiem. Przyprawiłam. Całość gotowałam do miękkości ok. 45min. Kwaśnica najlepsza podobno z prażuchami.

4-5 średnich ziemniaków
1 łyżka mąki pszennej (lub pół na pół z ziemniaczaną)
sól, pieprz
szczypta gałki muszkatołowej
1 łyżka masła
1 cebula
1 kabanos

Ziemniaki ugotowałam w lekko osolonej wodzie, na małym ogniu (one mają się ugotować, a nie rozgotować!). Przed końcem gotowania zlałam wodę, zostawiając ją jedynie na dnie (no chyba, że się sama w trakcie wygotowała, to nawet i lepiej). Teraz moment kluczowy dla dobrych prażoków- na ziemniaki wysypałam mąkę, ale starałam się omijać wodę i dalej całość prażyłam ok. 5min. Następnie zdjęłam garnek z ognia. Dodałam sól, pieprz, gałkę, masło, wszystko ze sobą wymieszałam, a raczej ubiłam  (najlepiej profesjonalnym babcinym ubijakiem lub pałką, stąd ich jedna z regionalnych nazw- kluchy połom bite), aż wszystko się ładnie skleiło. Kluchy formowałam za pomocą namoczonej w tłuszczu łyżki i polałam cebulową okrasą. 


Po ich degustacji nasuwa mi się jedno, może niezbyt zgrabne, skojarzenie- chłopskie puree.


Warzywa psiankowate 2014Kulinarna pamiątka z wakacji 2014

6 komentarzy:

  1. Gratuluję wszystkich rocznic! W kwestii "nudzenia się jak mops", to nie do końca tak jest, wiem po swojej mopsicy, która raczej nigdy się nie nudzi :P Kwaśnica z prażuchami to wspaniała sprawa :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. :) wiedziałam, że wychwycisz tego "mopsa"
      A kwaśnica przywodzi wspomnienia, echh :)

      Usuń
  2. o mamo! jak bym zjadła takiej kwaśnej pysznej zupy! z prażokami oczywiście...mniaaam.
    A co do rocznic! Już rok za Tobą tęsknimy!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. a ja za Wami, zwłaszcza, że komuś też już rok stuknął :) buziaki dla Najmłodszej :*

      Usuń
  3. Tak szalejesz w tym wrześniu:)
    Gratulujmy, obserwujemy i życzymy więcej.
    ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Siostry kochane, ale Wy w kulinarnym szaleństwie jesteście równie dobre ;) widziałam te wspaniałości- cukinie, pomidory, te fantastyczne weekendowe ciasta ;) pyszności :))

      Usuń

Jeśli już zbłądziłeś w bastaleny strony, jesteś o komentarz mile poproszony ;)

Drogi "Anonimie" Ciebie też nie minie. Wpisz, proszę, w komentarzu chociaż swoje imię ;)