Zachciało mi się domowej kanapki. Ale nie jakiejś tam współcześnie wybajerzonej. Porośniętej zieleniną. Ze sklepową padliną. Zachciało mi się takiej jaką babcia robiła, kiedy jeździłam do niej na wakacje. Prostej. Pachnącej wspomnieniami. Zachciało mi się. I zrobiłam.
Tym bardziej, że tutejsza padlina w niczym nie przypomina polskiej wędliny. Jakieś to takie bezpłciowe. Z czego oni to robią? Bo chyba nie z mięsa. Nie to co mój wypassss! Pracy niewiele. A wspomnień mnóstwo. I ten smak. Za każdym razem może być inny. W zależności co akurat mamy pod ręką. A ja miałam czubricę zieloną. I nie zawahałam się jej użyć. Poza tym odświeżyłam sobie nieco zapomnianą domową metodę obróbki potraw. Dzisiejsza kanapka to pochwała pasteryzacji. I babci! Do pełni szczęścia i foodgazmu kubełków brakowało mi jedynie ogórka kiszonego... Ech!
2 płaty karkówki dość tłuściutkiej (z kością)
1 łyżeczka soli jodowanej
przyprawy (2 liście laurowe, 3 ziela angielskie, 1 łyżka majeranku, 1 łyżka czubricy zielonej, kilka ziaren czarnego pieprzu)
1 łyżeczka suchej żelatyny
2 kromki chleba pełnoziarnistego
musztarda do podania
Karkówkę oczyściłam, wykroiłam kości i pocięłam w drobną kostkę. Wymieszałam z przyprawami, solą i żelatyną, i wstawiłam na godzinę do lodówki, do przegryzienia. I tu słów kilka o czubricy zielonej, którą się ostatnio zachwycam. Jest to mieszanka suszonych przypraw z Bułgarii, na którą składają się: cząber górski, nać pietruszki, por, czosnek, cebula.
Po godzinie mięso przełożyłam do słoików, ciasno upychając, tak do 3/4 wysokości (mnie z podanej ilości wystarczyło na 2 słoiki o pojemnościach 500 i 280ml). Słoiki umieściłam w wysokim garnku na dnie wyściełanym pieluszkę tetrową (jak widać pieluszka nie jedno ma wykorzystanie). Dopełniłam wodą do 3/4 wysokości słoików i zagotowałam pod przykryciem pierwszy raz. Po godzinie całość wystudziłam. Następnie znowu pasteryzowałam przez godzinę, i znowu wystudziłam. Ostatecznie wstawiłam na noc do lodówki do stężenia.
Rano zachwycałam się kanapką ze świeżutkiego chleba i domowej karkówki ze smalczykiem i galaretką. Na wierzch jedynie kleks musztardy. I nie potrzeba nic więcej.
No, może jeszcze tylko kawa. Kawusia.
Tym bardziej, że tutejsza padlina w niczym nie przypomina polskiej wędliny. Jakieś to takie bezpłciowe. Z czego oni to robią? Bo chyba nie z mięsa. Nie to co mój wypassss! Pracy niewiele. A wspomnień mnóstwo. I ten smak. Za każdym razem może być inny. W zależności co akurat mamy pod ręką. A ja miałam czubricę zieloną. I nie zawahałam się jej użyć. Poza tym odświeżyłam sobie nieco zapomnianą domową metodę obróbki potraw. Dzisiejsza kanapka to pochwała pasteryzacji. I babci! Do pełni szczęścia i foodgazmu kubełków brakowało mi jedynie ogórka kiszonego... Ech!
2 płaty karkówki dość tłuściutkiej (z kością)
1 łyżeczka soli jodowanej
przyprawy (2 liście laurowe, 3 ziela angielskie, 1 łyżka majeranku, 1 łyżka czubricy zielonej, kilka ziaren czarnego pieprzu)
1 łyżeczka suchej żelatyny
2 kromki chleba pełnoziarnistego
musztarda do podania
Karkówkę oczyściłam, wykroiłam kości i pocięłam w drobną kostkę. Wymieszałam z przyprawami, solą i żelatyną, i wstawiłam na godzinę do lodówki, do przegryzienia. I tu słów kilka o czubricy zielonej, którą się ostatnio zachwycam. Jest to mieszanka suszonych przypraw z Bułgarii, na którą składają się: cząber górski, nać pietruszki, por, czosnek, cebula.
Po godzinie mięso przełożyłam do słoików, ciasno upychając, tak do 3/4 wysokości (mnie z podanej ilości wystarczyło na 2 słoiki o pojemnościach 500 i 280ml). Słoiki umieściłam w wysokim garnku na dnie wyściełanym pieluszkę tetrową (jak widać pieluszka nie jedno ma wykorzystanie). Dopełniłam wodą do 3/4 wysokości słoików i zagotowałam pod przykryciem pierwszy raz. Po godzinie całość wystudziłam. Następnie znowu pasteryzowałam przez godzinę, i znowu wystudziłam. Ostatecznie wstawiłam na noc do lodówki do stężenia.
Rano zachwycałam się kanapką ze świeżutkiego chleba i domowej karkówki ze smalczykiem i galaretką. Na wierzch jedynie kleks musztardy. I nie potrzeba nic więcej.
No, może jeszcze tylko kawa. Kawusia.
Mam nadzieję, że przepisy spodobają się w akcjach. Pamiątka jest? Jest! Kanapka jest? Jest! A i do szkoły zrobić można...
Przepis podpatrzony tutaj.
Ciekawa kanapka :) Dziękuję za udział w akcji :)
OdpowiedzUsuńUwielbiam takie domowe przetwory mięsne:)
OdpowiedzUsuńmniam mniam!
OdpowiedzUsuńDziękuję za udział w akcji "Kulinarna pamiątka z wakacji 2014".
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Śnieżka