Mówią, że kobiecie w ciąży się nie odmawia. No chyba, że chce się skończyć jak Popiel. Więc kobieta w ciąży sobie też odmówić nie może? Jeśli tak, to kolejny debiut kulinarny mam za sobą... i kolejną zachciankę też. Ale co się umordowałam się z tymi kluchami! Najpierw ciasto doprowadzało mnie do szewskiej pasji. Potem ochlapałam brzuchola sosem, a że konkretny, to nie było takie trudne. Ostatecznie sterczałam nad garem dwie godziny. Ale mina Misia na widok klusek: bezcenna!!! I to uratowało mi dzień.
Tradycyjnie rozpoczęłam od rozczynu: do letniego mleka dodałam cukier, łyżkę mąki oraz rozkruszone drożdże. Wymieszałam i odstawiłam, dając drożdżom czas na rozruch.
Po 15min. rozczyn wlałam do miski z mąką. Dodałam jajka, masło i sól. Przy pomocy miksera (wyposażonego w haki) wyrobiłam gładkie, luźne ciasto. Miskę przykryłam ściereczką i odstawiłam na 40min. w ciepełko do wyrośnięcia.
Kiedy ciasto wyrosło, rozłożyłam je na wysypanym mąką stole. I teraz... można je od razu podzielić na równe części, rwąc albo rozwałkować i wycinać równe koła szklanką.
Tak czy siak, uformowałam ostatecznie kulki, które pozostawiłam na stole do wyrośnięcia (10-15min.). W tym czasie wstawiłam garnek z wodą do zagotowania.
Gotowe kluchy parowałam nad wrzątkiem (ja użyłam sitka, ale są do tego celu przeróżne kuchenne gadżety, od profesjonalnych sitek po babcine "łachy") ok. 10- 15min. Warto zostawić odstęp pomiędzy kluskami, ponieważ w trakcie parowania jeszcze delikatnie puchną.
Na słodko:
1 duży jogurt naturalny
paczuszka cukru waniliowego
1 łyżka cukru pudru
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jeśli już zbłądziłeś w bastaleny strony, jesteś o komentarz mile poproszony ;)
Drogi "Anonimie" Ciebie też nie minie. Wpisz, proszę, w komentarzu chociaż swoje imię ;)