Zaniemogłam. Ponownie. Auuuć! Przypomniała sobie o mnie uropatogenna paskuda. A matka głowi się i stęka. Normalnie zapodałabym furaginę. Normalnie kiedyś nie cyckowalam. Drugie auuuć! Odpaliłam Wielospecjalistyczną Przychodnię Google i czytam. A tu... brać. Nie można. Sik żółty. Mleko żółte. Odciągaj. Nie trzeba odciągać. Trzecie auuuć! I zonk! Ostatecznie leczę się żurawiną, popijam herbatką i wygrzewam. Total leniuch. Auuuć :P
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą kluski. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą kluski. Pokaż wszystkie posty
poniedziałek, 1 września 2014
niedziela, 4 maja 2014
Na mamusinym wikcie czyli najlepsza pomidorowa na świecie
Pomidorówka na blogu gościła do tej pory w dwóch wariacjach, na słodko-orientalnie i ostro. Jaka by nie była pozostanie jedną z moich ukochanych zup. I nie ma w tym żadnej przesady. Serio! Do dziś wspominam z rozczuleniem jak rodzice szykowali się na weekendowe najazdy córki z uczelni i rozpieszczali mnie właśnie pomidorową. Ledwo wyjeżdżałam z domu, a ojciec dzwonił i pytał, co ma być następnym razem. A ja zawsze uparcie twierdziłam, że... POMIDOROWA! I tak mi zostało do dziś.
wtorek, 25 marca 2014
Para buch! Sosem w brzuch!
Mówią, że kobiecie w ciąży się nie odmawia. No chyba, że chce się skończyć jak Popiel. Więc kobieta w ciąży sobie też odmówić nie może? Jeśli tak, to kolejny debiut kulinarny mam za sobą... i kolejną zachciankę też. Ale co się umordowałam się z tymi kluchami! Najpierw ciasto doprowadzało mnie do szewskiej pasji. Potem ochlapałam brzuchola sosem, a że konkretny, to nie było takie trudne. Ostatecznie sterczałam nad garem dwie godziny. Ale mina Misia na widok klusek: bezcenna!!! I to uratowało mi dzień.
Subskrybuj:
Posty (Atom)