Kwaszenie to jeden z najstarszych i najzdrowszych sposobów przechowywania żywności. Kwaszona kapusta nie wymaga dużo pracy... może raczej siły. Za to jaka będzie frajda móc zjeść bigos lub kapuśniak z własnoręcznie ukiszonej kapusty.
Myślałam, że wszelkiego rodzaju kiszonki to wymysł Polaków. Jednak dane mi było się przekonać, że nie tak do końca, bo w Norge spokojnie można kupić w sklepach surkål, czyli odpowiednik naszej kiszonej kapusty. Niestety dużo gorzej sprawa przedstawia się z ogórkami :( Ale wracając do kapusty... nie byłabym sobą, gdyby nie spróbowała zmierzyć się z tym tematem. Aby być pewną 100% wykonania, uprzednio zebrałam wywiad u babci ;) oraz poczytałam trochę o zasadach prawidłowego kwaszenia. Mój trud się opłacił, bo pierwsza kapustka już pachnie w kuchni...
główka białej kapusty
marchew
sól
Kapustę kwasiłam ok. 4-5 dni w temp. pokojowej. Po czym czasie ją odpowietrzyłam i przeniosłam w chłodniejsze miejsce. Pierwsze co rzuciło mi się w oczy, kiedy zdjęłam talerz to piana- oznaka prawidłowo zachodzącej fermentacji. Pamiętałam także, aby kapusta przez cały czas kwaszenia, a także później w trakcie przechowywania, była pokryta swoim sokiem, który chroni ją przed zepsuciem. Cierpliwie poczekam jeszcze kilka dni... a potem zapraszam na pierwsze przepisy z użyciem kapusty kwaszonej zgodnie z babciną recepturą ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jeśli już zbłądziłeś w bastaleny strony, jesteś o komentarz mile poproszony ;)
Drogi "Anonimie" Ciebie też nie minie. Wpisz, proszę, w komentarzu chociaż swoje imię ;)