wtorek, 2 września 2014

Ozdobniki. Ogarniam sprzęt Stwórcy

bastalenowe różowe okulary ustąpiły miejsca marchewkom. Nie sądziłam, że kiedyś to nastąpi, chyba się starzeję. Na blogu zaś witam mielonymi kulkami. Super! A gdzie przepisy na te cuda? Cuda nie cuda, ale jestem z nich dumna. Nie tylko kulinarnie.


Jak już wcześniej pisałam, jaram się ostatnio kolażami. Czasem zabawa zdjęciami potrawy zajmuje mi więcej czasu niż jej przygotowanie. Dodatkowo Stwórca nie ułatwia mi tego. Zmontował zestaw, którego mój niedorozwinięty fotograficznie rozumek nie ogarnia. Podokręcał jakieś wypasione obiektywy, normalnie ziarenka maku będzie można cykać ;) Żeby się to tylko przeciwko niemu nie obróciło, bo jeszcze głodny zacznie chodzić ;)

Za to monstrualnie fotograficzne cudo, które aktualnie zajmuje pół saloniku, bastalena obdarzyła Stwórcę serduszkiem. Może tendencyjne, ale klaskał uszami. Muaa! Na pomysł z sercem wpadłam, przeglądając bloga Justy. Jednak, aby bezmyślnie nie małpować jej zdjęcia, pogoniłam trochę mojego chomika. Jeśli już kolaż to może pół na pół, surowe vs. upieczone?



marchewki (chyba 7)
oliwa z oliwy
słodka papryka
tymianek
zioła prowansalskie

Marchew umyłam, pocięłam w słupki. Wrzuciłam do miski, polałam oliwą, obsypałam przyprawami i wymieszałam, aby każda utaplała się w ziołowej marynacie. Wstawiłam na pół godziny do lodówki. Piekarnik rozgrzałam do 180st. Frytki piekłam na papierze do pieczenia przez 20-30min.

 Natomiast dzień wcześniej pesto mnie się zachciało. Zrobiłam. I rozkminka, zbrukać nim makaron czy mielone? Bo wyszło przepieprznie pysznie! Już dawno nic tak nie zniszczyło moich kubełków smakowych. Jak już doszłam do siebie po wstępnej konsumpcji i samouwielbieniu, stwierdziłam, że pierwsza wersja będzie zbyt oczywista. A mielone i tak miałam rozmrożone, więc utoczyłam z niego banalnie proste, acz fantastycznie pyszne mini kotleciki. Włoskie podobno. Zatem by pozostać w klimacie podałam je z banalnie prostym, acz fan-ta-stycznie pysznym risotto. Jak zwykle działałam pod wpływem bliżej nieokreślonych emocji, totalnie nieokiełznana i nieprzygotowana, więc risotto powstało z tego, co akurat pod rękę wpadło. Nieprofesjonalny ryż i suszone pomidory. Tylko.


Domowe pesto bazyliowe

bazylia suszona (niestety)
starty parmezan
pieprz w ziarnkach
duża garść słonecznika
3 ząbki czosnku
oliwa z oliwek

Nie podaję ilości składników, pozostawiam je do indywidualnego dobrania.
Słonecznik podpiekłam w piekarniku (200st.). Wszystko wrzuciłam do blendera. Zblendowałam. Gęstość regulowałam oliwą. 

400g mielonego mięsa wieprzowego
1 jajko
2-3 łyżki bułki tartej
3 łyżeczki pesto bazyliowego

Mięso mielone wyrobiłam z jajkiem, bułką tartą i pesto. Uformowałam z niego małe kulki, które następnie smażyłam. Mini kotleciki podałam z risotto oprószone startym parmezanem. 


szklanka ryżu jaśminowego
szklanka bulionu warzywnego
3 łyżki suszonych pomidorów (z oliwą)
łyżka masła
starty parmezan do posypania

Ryż wrzuciłam na rozgrzaną oliwę i smażyłam (użyłam oliwy z pomidorów). Kiedy lekko zbrązowiał podlałam częścią bulionu i dusiłam, mieszając od czasu do czasu, aby się nie przypalił. Bulionem łyżka po łyżce podlewałam do momentu, aż wystarczająco zmiękł. Na koniec dodałam suszone pomidory i masło. Wymieszałam. Podałam posypane startym serem.


1 komentarz:

  1. A my do takiej marchewy jeszcze trochę miodku dodajemy. No cuda, cudeńka Pani kochana...

    OdpowiedzUsuń

Jeśli już zbłądziłeś w bastaleny strony, jesteś o komentarz mile poproszony ;)

Drogi "Anonimie" Ciebie też nie minie. Wpisz, proszę, w komentarzu chociaż swoje imię ;)