poniedziałek, 1 września 2014

Żurawinowo. Leniwie. I jeszcze raz kalafiorowo

Zaniemogłam. Ponownie. Auuuć! Przypomniała sobie o mnie uropatogenna paskuda. A matka głowi się i stęka. Normalnie zapodałabym furaginę. Normalnie kiedyś nie cyckowalam. Drugie auuuć! Odpaliłam Wielospecjalistyczną Przychodnię Google i czytam. A tu... brać. Nie można. Sik żółty. Mleko żółte. Odciągaj. Nie trzeba odciągać. Trzecie auuuć! I zonk! Ostatecznie leczę się żurawiną, popijam herbatką i wygrzewam. Total leniuch. Auuuć :P

Stwórca natomiast dietę sobie wymyślił. W sumie to głodówkę ogłosił. Obraził się na swój brzuszek. A co za tym idzie na lodówkę też. Hmm, mam kilka dni niczym nieskrępowanej kuchennej wolności. Ciekawe kiedy mu się odwidzi? Jednak dziś mi to wcale, a wcale nie przeszkadza. Jak już wspomniałam, total leniuch! Za obiad też się leniwie zabrałam :)

Kilka dni wcześniej znalazłam przepis na kluski. Wrzuciłam w zakładkę Przepisy do zrobienia. I jakby zapomniałam o nim. No to teraz miałam jakby powód do ich wykonania. Moja słabość do chomikowania kalafiorów potwierdziła to. Poza tym musiałam zużyć fetę, notabene też upchniętą w czeluści lodówki. Leniwie, bo leniwie, nafaszerowana żurawiną zabrałam się za leniwe. Z delikatną nutką kalafiora. Z podsmażonymi pieczarkami z cebulą w sosie pieczeniowym z prażoną cebulką. Pyszne!

Stwórca pochwalił ;)


połowa kalafiora
szklanka mąki pszennej (plus do podsypania)
opakowanie fety (250g)
jajko (żółtko i białko)
zioła prowansalskie
pieprz

Kalafiora podzieliłam na różyczki i uparowałam. Wystudziłam. Podziabałam widelcem i dodałam mąkę, pokruszoną fetę, żółtko, zioła i pieprz (sól pominęłam zupełnie). Białko ubiłam, dodałam na samym końcu. Wymieszałam składniki. Na podsypanym mąką blacie wyrobiłam ciasto. Gotowe pokroiłam na kluski. Wrzucałam je na osolony wrzątek i gotowałam do wypłynięcia.


Przepis na kluchy podpatrzony tutaj. Nowy, interesujący blog obczaiłam. I znowu nie wiem co mi się bardziej podoba- przepisy czy zdjęcia? Auuuć!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jeśli już zbłądziłeś w bastaleny strony, jesteś o komentarz mile poproszony ;)

Drogi "Anonimie" Ciebie też nie minie. Wpisz, proszę, w komentarzu chociaż swoje imię ;)