poniedziałek, 28 października 2013

Barszcz, o którym na Ukrainie nie słyszeli

Robiąc dzisiaj porządki w proszkowych zapasach z Polski, natknęłam się na czerwony barszcz. Nabrałam ochoty. Nauczona doświadczeniem zawsze czytam opis wykonania (nawet najprostszego sosu w proszku) i co widzę, w składzie kapusta. Zdębiałam! Doczytałam nazwę- czerwony barszcz ukraiński. Nabrałam ochoty jeszcze bardziej!

Podobno z barszczem ukraińskim jest tak jak z rybą po grecku, nazwa nazwą, a w tamtejszych krajach w ogóle o tym nie słyszeli. Ciekawe ;) Moja wersja niestety trochę odbiega od tradycyjnego barszczu. Po pierwsze nie mam buraków, tylko zupkę w proszku, o zgrozo! Po drugie nie mam fasolki szparagowej, ale mam nadzieję, że groszek da radę. No to do roboty!



1,5l wywaru drobiowego (w tym ziele angielskie, liść laurowy)
4 ziemniak pokrojone w kostkę
marchew pokrojona w kostkę
1/4 główki poszatkowanej kapusty
groszek zielony
1 zupa Czerwony barszcz ukraiński (bez nazwy)
przyprawy do smaku (sól, pieprz itp.)
natka pietruszki
2 łyżki koncentratu pomidorowego
kleks śmietany 
2 jajka ugotowane na twardo

Do wywaru wrzuciłam pokrojoną marchewkę i ziemniaki. Gotowałam do pół miękkości. Poszatkowaną kapustę lekko przysmażyłam na łyżce oliwy. Dorzuciłam do wywaru z warzywami. Pogotowałam ok. 20 min.  razem. Na koniec dorzuciłam trochę zielonego groszku i jeszcze 5- 10 min. gotowałam. W międzyczasie zupę Czerwony barszcz ukraiński przygotowałam zgodnie z instrukcją na opakowaniu. Dodałam do wrzącego warzywnego wywaru i dobrze wymieszałam. Doprawiłam do smaku przyprawami oraz podsypałam natką pietruszki. Całość na koniec zaprawiłam 2 łyżkami koncentratu pomidorowego i kleksem śmietany. Zupę podałam z jajkiem na twardo.


Pomimo, że zupa była zrobiona z pomocą proszku, wyszła bardzo smaczna. Wydaję mi się, że jak bym jej tak dobrze nie doprawiła (cukier, ocet itp.). To był na prawdę dobry wybór. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jeśli już zbłądziłeś w bastaleny strony, jesteś o komentarz mile poproszony ;)

Drogi "Anonimie" Ciebie też nie minie. Wpisz, proszę, w komentarzu chociaż swoje imię ;)